sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 2

Nie, to nie jest rozdział. Chciałam po prostu przyciągnąć waszą uwagę. O ile ktokolwiek to czyta. Ale do rzeczy.
Chciałabym teraz napisać tu jakiś piękny, długi wykład o tym, że czasami przeciwności losu nam na coś nie pozwalają i inne takie bzdety, ale co tu dużo mówić? Wypaliłam się do tej historii i tyle.
To zaczęło się już przy starej wersji, ale postanowiłam dać sobie szansę i zacząć od nowa. Pomyślałam, że nowa energia sprawi, iż migiem napiszę z dziesięć rozdziałów, po czym dopiero zacznę myśleć. Zadziałało... Przy pierwszym rozdziale.
Przy drugim znów zaczęłam mieć kłopoty. Wena do tego opowiadania się na mnie obraziła i postanowiła wracać w innych formach, by zrobić mi na złość. Aktualnie mam mnóstwo pomysłów na różne "dzieła literackie", a nawet pisze coś na zamówienie *to wcale nie takie poważne, jak brzmi. Koleżanka poprosiła mnie, bym napisała jej fanfiction o jej romansie z Nico.*, przez co już w ogóle nie chciało mi się nawet zmuszać by tu coś napisać. Dzisiaj stwierdziłam, że to nie ma sensu. Jeśli mam się forsować do pisania, to co by z tego była za przyjemność, dla mnie i dla was? Mam nadzieje, że nie będziecie mieć do mnie o to żalu. Jak tak teraz na to wszystko patrzę, to wychodzi na to, że najwięcej napisałam na blogu o cholernej Violetcie! ;-; *nie pytajcie. Nie warto. To był ciemny okres w mojej nędznej egzystencji.* Więc trzeba to oczywiście naprawić. Nie mówie, że nie długo, ale zamierzam wystartować z czymś nowym. Żadnym fanfiction. Tym razem coś całkowicie mojego, więc mam nadzieje, że gdy się pojawi, ochoczo zabierzecie się do czytania tego. Jak każdy autor.
Cóż, miałam się nie rozwodzić. A więc...
Dziękuję wam za wszystko, za to, że czytaliście te wypociny, za to, że pisaliście czasami te komentarze, za to, że wytrwaliście aż do teraz.
Po prostu... Dziękuję.
/Majalissa

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 1

Znużona starałam się skupić na słowach pani Stew, czego nie ułatwiała mi moja klasa. Papierowe kulki co chwila trafiały we mnie, lub na moją ławkę. Zależy, jakiego kto miał cela. Za mną co chwila wybuchały slawy śmiechu. Gdzieś z tyłu ktoś się obściskiwał, ktoś inny palił papierosa. Nauczycielka zdawała się tego nie zauważać. Tak. Witamy w liceum publicznym.
Miałam dziką ochotę poderwać się z miejsca, porozrzucać wszystkie rzeczy w tej sali i wybiec na dwór. Naprawdę, powstrzymywałam się tylko ostatkiem silniej woli. Z desperacją wbiłam wzrok w zegar, licząc, że to może przyspieszy jakoś jego tykanie. Ale nie. Cholerne wskazówki stały w miejscu. Pewnie Kronos maczał w tym palce.
Dalej Maja, dasz radę, to ostatnia godzina. Potem już tylko zakończenie roku i wakacje.
Wakacje...
Jakby ruszony moją myślą, nagle odezwał się dzwonek, oznajmiając, że to koniec lekcji na dzisiaj. I na następne dwa miesiące. Zgarnęłam podręczniki oraz piórnik do plecaka, poderwałam się z krzesła i niemal wybiegłam z sali. Tak niewiele dzieliło mnie od wolności.
Dopadłam do mojej szafki i szybko wykręciłam odpowiednią kombinację. Wysypała się na mnie sterta liścików. Pozbierałam je i wyrzuciłam, nawet nie trudząc się czytaniem ich. Doskonale wiedziałam, co jest napisane w środku. Karteczki z tekstami typu "Czarownica" czy inne podobne perełki dostawałam codziennie. Można się przyzwyczaić.
Po opróżnieniu szafki z liścików, wyciągnęłam z niej książki, ułożone w równy stosik, bluzę, którą trzymam tu na chłodniejsze dni, zapasową parę dżinsów, trampki i koszulkę, które nauczyłam się tu trzymać na wypadek, gdyby komuś znów zachciało się pośmiać ze mnie podczas lunchu. Rysownik, lusterko, szczotka, nuty... Dorzuciłam do tego wszystkiego jeszcze portfel i klucze. Telefon wsadziłam do kieszeni i podłączyłam do niego kabel od słuchawek. Zeszyty wyrzuciłam do śmietnika. Nie będą mi już potrzebne. A przynajmniej mam taką nadzieje.
Wsadziłam słuchawki do uszu i puściłam "Hurry Up And Save Me". Pasowało wręcz idealnie do sytuacji.
W rytm piosenki wymijałam tłoczących się w holu nastolatków. Jak dobrze pójdzie, to może mnie nawet nie zauważą. Kto wie?
Oczywiście musiałam wykrakać.
- Spieszysz się gdzieś? - Wysoki głos Jennifer przebił się nawet przez muzykę. Udałam, że jej nie słyszę, przepychając się nadal między uczniami. nagle poczułam na ramieniu mocny uścisk. Dziewczyna brutalnie obróciła mnie w swoją stronę.
- Zadałam ci pytanie - Jej niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z pogardą. Hamując gniew wyciągnęłam słuchawkę z ucha.
- Wybacz, nie słyszałam cię - odpowiedziałam lekceważąco. Błąd. W jej oczach zalśnił gniew i gwałtownie wyciągnęła rękę, by wyrwać mi słuchawki i zapewne je zniszczyć. Na całe szczęście miałam o wiele lepszy refleks i zdążyłam zabrać je z jej zasięgu. Cofnęła dłoń, ale tym razem już wściekła. No super.
- Chciałam ci tylko przypomnieć, że jesteś nikim. Tak gdybyś zapomniała. A zresztą, tak sobie myślę, że nie dziwię się, że twój ojciec opuścił ciebie i twoją matkę. Ja też bym się do ciebie nie przyznawała - uśmiechnęła się do mnie czarująco i odeszła kołysząc biodrami. Bogowie, jak ja jej nienawidzę. Ponownie wsadziłam słuchawki do uszu i ruszyłam przez tłum.
Wypadłam przez główne wejście i zbiegłam po schodach. Wolność, wolność, wolność! Wreszcie wolność! Miałam ochotę tańczyć, ale powstrzymałam się, nie chcąc umacniać mojej opinii dziwaczki. Mimo wszystko zachichotałam. Postanowiłam, że dzisiaj do domu pójdę okrężną drogą. Lubię moją bladą skórę, ale jakby piegi się pokazały, to bym się nie obraziła.
Żwawo przemierzałam ulice Nowego Yorku.Mieszkałam tu od urodzenia, więc mimo faktu, że było to ogromne miasto, znałam je jak własną kieszeń. W prawo, w lewo, dwa razy w prawo i znów w lewo. Machinalnie wybierałam drogę. W końcu skręciłam w cichą uliczkę, odbiegającą od głównej. Stąd jeszcze tylko kawałek do mojego domu.Uśmiechnęłam się lekko, na myśl o pudełku lodów czekoladowych, czekającym na mnie w zamrażarce. Przyspieszyłam nieznacznie.
Po raz ostatni skręciłam w prawo, wchodząc na trawnik otaczający schludną, dużą kamiennice. Otworzyłam torbę i z małej kieszonki wyciągnęłam klucze. Zabrzęczał breloczek w kształcie wielobarwnego motyla. Dostałam go od mamy na imieniny, parę lat temu. Powiedziała mi, że mój tata jej go dał dla mnie. Nadal zachwycałam się tym, jak pięknie jego skrzydła błyszczały w słońcu. Cieszyłam się wielce, że wogóle się nie niszczył.
Wsunęłam klucz do zamka i otworzyłam drzwi. Moje kroki rozległy się po pogrążonej w ciszy klatce schodowej. Rozpoczęłam mozolną wspinaczkę po schodach.
Pierwsze piętro, drugie, trzecie, czwarte...
W końcu dotarłam na piąte piętro i otworzyłam drzwi do mieszkania pięćdziesiąt dwa. Uderzyła mnie mieszanka zapachów tempertyny, farb olejnych i lawendy. Zamknęłam za sobą drzwi i ściągnęłam trampki. Przeszłam przez przedpokój, kierując się do kuchni. była nowocześnie urządzonym, średniego rozmiaru pomieszczeniem. Przeważały tutaj głównie czerń i biel, ale ja i mama, nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie dodały tu czegoś od siebie. Tym sposobem na ścianie pojawił się wymalowany napis "You're what you eat", a blat i wyspę kuchenną zdobiły różne ręcznie robione dodatki. Otworzyłam zamrażarkę, do której na magnesy poprzyczepiane były nasze wspólne zdjęcia, i wyjęłam z niej zasłużone lody. Na pudełku ktoś przykleił karteczkę. "Nie zjedz wszystkiego. Mama :)" Uśmiechnęłam się szeroko. Ona mnie chyba za dobrze zna. Do pucharka nałożyłam sobie sporą porcję lodów, które obficie polałam polewą. A co. Raz się żyje. Z deserem i łyżką w ręce ruszyłam do salonu. Rzuciłam torbę na fotel, a sama rozsiadłam się na kanapie.Ułożyłam wygodnie poduszki, sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Przełączałam kanały, póki nie trafiłam na moją ulubioną stacje artystyczną. Dziewczyna na ekranie właśnie zaczęła wyjaśniać, jak nawijać włóczkę na wsuwki, które przytwierdziła do szklanki, tak, by powstało etui na telefon. Ciekawe.
Program pochłonął mnie bez reszty. Okazało się, że tą samą techniką można też zrobić czapkę i szalik, tylko potrzeba do tego czegoś większego od szklanki, mniej więcej wielkości głowy. Ocknęłam się dopiero gdy program się skończył. Spojrzałam na zegar. Czternasta trzydzieści dwa. Siedzę tu już około trzydziestu minut. Mogłabym dalej to oglądać, ale znałam ambitniejsze zajęcia. Zwlokłam się z kanapy i podniosłam torbę. Przewiesiłam ją przez ramię i ruszyłam do mojego pokoju.
Mijając ją, zajrzałam do pracowni mamy. Na płótnie połyskiwał świeży szkic profilu młodej dziewczyny, z motylem na palcu. Mama kochała motyle. Miała je na każdym obrazie, umieszczała je wszędzie, gdzie tylko mogła. Między innymi dlatego na drugie imię mam Mariposa. Lubiła też mówić do mnie "Motylku". Uśmiechnęłam się pod nosem. To już lekko podchodziło pod obsesje, ale mama potrafiła się z tego śmiać, więc nic w tym złego. Minęłam drzwi do jej sypialni i stanęłam przed pomalowanymi na biało drzwiami mojego pokoju. Wymalowałam na nich moje imię, otoczone pięknymi zawijasami i oczywiście motylami. Myślę, że chyba się trochę zaraziłam od mamy. No cóż. Jakoś mi nie przykro.
Weszłam do pokoju i rozejrzałam się po nim machinalnie. Miętowo-lawendowe ściany i białe meble, tak jak wszystko w tym mieszkaniu,  nosiły na sobie dotyk artystyczny mamy i mój.Wszędzie było pełno obrazów, ramek z zdjęciami, własnoręcznie robionych świec, rysunków... Rozpakowałam torbę, wszystko odkładając na swoje miejsce. Zaplotłam z moich długich, kasztanowych włosów warkocza i włączyłam muzykę. Dopiero wtedy usiadłam przy biurku. Przyjrzałam się szkicowi, który zaczęłam wczoraj wieczorem. Była to dziewczyna, w długiej, ciężkiej sukni, spływającej do ziemi. Włosy miała kunsztownie upięte, a z pleców wyrastały jej motyle skrzydła. Rysowałam to dla mamy, bo niedługo miała urodziny. Mam nadzieje, że się jej spodoba. Jak na razie było całkiem dobrze, tylko mogłabym jej poprawić prawe oko, prawe skrzydło i lewą rękę. Bez zwłoki zabrałam się do pracy.
Do moich uszu dobiegł brzęk kluczy. Zamrugałam, oszołomiona. Mimochodem zauważyłam, że skończyła się płyta. Wygląda na to, że mama wróciła do domu. Przeciągnęłam się. Ile ja już tu siedzę?
Zerknęłam na rysunek przedemną. Dziewczyna prezentowała się już nienagannie, a jej piękne skrzydła nabrały kolorów. No, nie powiem, udało mi się zrobić kawał niezłej roboty. Schowałam kartkę do segregatora i wstałam z krzesła. Wychyliłam się z pokoju.
- Cześć, mamo! - Kobieta miotała się w przedsionku. Na dźwięk mojego głosu, uniosła głowę.
- Cześć, Motylku! Jak tam w szkole? - Siłowała się z zamkami w sandałach. W końcu uwolniła z nich stopy i odrzuciła buty na bok. Odgarnęła włosy z twarzy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, gdy udało mi się stamtąd wyrwać. Jutro odbiorę tylko świadectwo, i nie chcę już nigdy więcej oglądać tej szkoły! Załatwiłaś papiery potrzebne do przeniesienia? - Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam za mamą do kuchni.
- Jasne, przecież nie mogę pozwolić, byś się tam katowała. A ten dyrektor to idiota. Chcesz mleka? - spytała, przeszukując zawartość lodówki.
- Chętnie. Tylko czekoladowe - zaznaczyłam. Wyciągnęła kartonik i sięgnęła po dwie szklanki do szafki. Wyjęłam z szuflady talerz i nasypałam na niego ciastka. Mama nalała nam obficie mleka i dorzuciła kolorowe słomki dla każdej. Z takim zestawem ruszyłyśmy do salonu, gdzie usadowiłyśmy się na kanapie. Sięgnęłam po pilota i włączyłam nasz kanał.
- Coś ciekawego było dzisiaj? - rzuciła kobieta, chrupiąc ciasteczko. Pociągnęłam łyk mleka czekoladowego przez słomkę.
- A wiesz, że tak? - opisałam jej szczegółowo wsuwkową technikę, jak już zdąrzyłam ją ochrzcić. W zamyśleniu pokiwała głową, popijając napój.
- No to będziesz miała co robić jesienią. A teraz cicho, zaczyna się - przesiedziałyśmy tak cały wieczór, oglądając artystyczne programy i zajadając się ciastkami. Robiłyśmy tak w każdy piątek. Kochałam to. Gdy na zegarze wybiła dwudziesta druga, mama wyłączyła telewizor.
- Ej! Oglądałam to! - żachnęłam się. Pociągnęła mnie za warkocza.
- Może i tak, ale wypadałoby się już zbierać, Motylku. Jutro mimo wszystko idziesz po to głupie świadectwo, nie? - Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Zrobiłam naburmuszoną minę.
- Wyrobię się. Teraz chcę jeszcze pooglądać - stwierdziłam. I spróbowałam sięgnąć po pilota.
- O nie, nie odpuszczę ci tak łatwo! - Zaczęła mnie łaskotać. Wybuchnęłam śmiechem.
- Przestań, przestań, przestań! No dobrze, już idę! - Zaśmiewałam się. Szybko wstałam z kanapy i uciekłam do mojego pokoju po piżamę. Przerzuciłam przez ramię ręcznik i udałam się do łazienki. Szybko się rozebrałam i rozplątałam włosy. Wskoczyłam pod prysznic. Strumień ciepłej wody rozluźnił moje mięśnie. Umyłam włosy moim ulubionym szamponem o zapachu lawendy, namydliłam się i zmyłam to wszytko wodą. Otworzyłam komorę prysznica i wyszłam na zewnątrz. Dokładnie wytarłam się ręcznikiem, po czym wciągnęłam na siebie mięciutką piżamę. Chwyciłam szczotkę, spoglądając w lustro.
Kasztanowe loki, teraz mokre, sięgały mi do talii. Byłam szczupła i przeciętnego wzrostu. Patrzyły na mnie niezwykle zielone oczy, w których błyszczały wesołe iskierki. Uśmiechnęłam się do mojego odbicia, po czym zaczęłam pieczołowicie rozczesywać kołtuny. Mokre włosy splotłam ponowne w warkocza, by nie przeszkadzały mi podczas snu. Wyszłam z zaparowanej łazienki. Zastałam mamę w jej pracowni.
- Dobranoc - Ucałowałam ją w policzek. Uszczypnęła mnie lekko w nos.
- Dobranoc, dobranoc - Uśmiechnęła się. Poszłam do mojego pokoju. Rozwiesiłam ręcznik na krześle, po czym zdjęłam stos poduszek z łóżka i odgarnęłam kapę. Wsunęłam się pod kołdrę i ułożyłam głowę na poduszce. Zdążyłam jeszcze tylko pomyśleć, jaką jestem szczęściarą, że mam taką matkę, nim zapadłam w sen.

***

BUM! Nikt nic nie ogarnia! Co to jest? O co chodzi? Czy to nadal ta sama historia? Czy to nadal ten sam blog?
Odpowiedź brzmi : tak. To nadal ja, to nadal moja historia. Tylko nastąpiła mała, maciupeńka zmiana. Pewnie już się domyślacie jaka, ale ja nie będę wam tego ułatwiać. By the way, zwróciliście uwagę na długość rozdziału? Jest ogromny jak na mnie. Wiem. I teraz będę się starała właśnie takie pisać. Wraz z tą małą zmianą, wróciła do mnie wena. W prologu też zmieniłam kawałeczek. Jeśli ktoś chce, radziłabym tam zajrzeć. :p
Mam szczerą nadzieje, że ten rozdział wam się podobał, bo mnie bardzo. Wyraźcie swoje zdanie w komentarzach, i widzimy się w następnej notce! Całusy! <3
/Majalissa

wtorek, 7 kwietnia 2015

LBA, czyli Liebster Blog Award.

A więc, zostałam nominowana do LBA. Tak. Ja też się dziwię.
Ale czym jest LBA?
Nominacja do Libester Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
A nominacje dostałam od tych dwóch pań :
Cath - *jej blog*
Korni - *jej blog*

Oto odpowiedzi na pytania od Cath :

1. Jakie masz zwierzęta?
Nie mam żadnych. Kiedyś miałam bojownika o imieniu Ognik, ale zmarł. :C
2. Ulubiona piosenka?
Tu mnie masz. Kurczę, nie wiem. xD Uwielbiam wieeeeele piosenek, więc wezmę telefon i wylosuje jakąś.
Padło na Evanescence, "Imaginary".
3. Ulubiony zespół?
Fall Out Boy i Evanescence.
4. Ulubiony film na podstawie książki?
Kopciuszek. Ten najnowszy. Liczy się, nie?
5. Najgorszy film jaki oglądałaś/eś?
Szczerze? Chyba "Robaczki z Doliny". Byłam na tym z młodszą siostrą i było to ak nudne, tak dziecinne i tak... No po prostu okropne. Nawet dialogów żadnych nie było!
6. Ulubiona postać z książki?
... To tak jakbym miała wybierać pomiędzy moimi dziećmi!
7. Do jakiej klasy chodzisz?
Do pierwszej gimnazjum. *gimbuuuuuus*
8. Ulubiony zły charakter?
Nie mam zielonego pojęcia.
9. Ulubiona mitologia?
Grecka. <3 <3 <3
10. Ulubiony kolor?
Zielonyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy. <3 <3 <3
11. Najładniejsze imię kobiece i męskie?
Kobiece to albo Vanessa, albo Stella, a męskie to Leon albo Patrick. *z naciskiem na Leon.* *taaaak, jestem dziwna.*

Odpowiedzi na pytania od Korni : 

1.Ulubiona "rasa" fantastycznych stworów?
Czarodzieje.
2. Ktoś skłonił Cię do założenia bloga, czy samo przyszło?
Już wcześniej pisałam bloga, o nieszczęsnej Violettcie, więc chciałam to powtórzyć.
3. Zdarza Ci się opisać sytuacje inspirowane życiem na blogu?
... Jeśli tak, to tego nie zauważam. Ale raczej nie. Mam zbyt nudne życie.
4.Jesteś zapominalski/a, czy raczej o wszystkim pamiętasz?
Prawdę mówiąc, zależy od sytuacji/rzeczy. 
5. Ulubione zwierzę wiejskie.
Królik?
6.Lubisz horrory i creepypasty?
Nienawidzę.
7.Lubisz swoje imię?
Całkiem, całkiem, ale nienawidzę zdrobnień typu "Majka", "Majusia"... I gdybym mogła, chyba bym je zmieniła.
8.Twoje OTP...?
Percabeth, Sked, Meon... <3 <3 <3
9.Postać z książki lub filmu, którą chciałbyś/chciałabyś uśmiercić.
... Brian z serialu "Dziewięć żyć Chloe King". Tak nienawidzę gościa... Jak ja się ucieszyłam, kiedy umarł! 
10. Ulubiona przyprawa?
... Czosnek, maybe?
11. Jakich błędów popełniasz najwięcej? Interpunkcja, ortografia, czy jeszcze inne?
Nie mam zielonego pojęcia. :')

To by było to! Liczę, że dowiedzieliście się trochę więcej o mnie. Podam jeszcze tylko moje pytania i nominowane blogi, po czym znikam pisać rozdział. Tak na marginesie mówiąc, nie pogardziłabym weną, jeśli ktoś chciałby może przekazać. Naprawdę.

Moje pytania :

1. Dlaczego zdecydowałeś/aś się pisać blog o takiej tematyce, a nie innej?
2. Czy w którejś z twoich postaci odnalazłbyś/łabyś siebie?
3. Jakiej muzyki nienawidzisz?
4. Piszesz książkę?
5. Dlaczego nie/tak?
6. Od kiedy piszesz?
7. Ulubione serie książkowe?
8. Kogo najbardziej szanujesz w swoim opowiadaniu?
9. Wzorujesz się na jakimś autorze?

10. Sam/a korektorujesz rozdziały, czy masz swoją bete?
11. Gdybyś mogła, zmieniła byś coś w swojej opowieści?

A to blogi które nominuje :

1. 
http://niepoddamsiebowarto.blogspot.com/
2. http://they-want-me.blogspot.com/
3. http://opowiesci-z-erithel.blogspot.com/
4. http://long-life-pool-ducks.blogspot.com/
5. http://tworczosc-merr.blogspot.com/
6. http://zgasnijcie-gwiazdy.blogspot.com/
7. http://wkreconawmitologie.blogspot.com/
8. http://kraina-hadesa.blogspot.com/
9. http://ucieczka-od-rzeczywistosci.blogspot.com/
10. http://frey-goddess-from-asgard.blogspot.com/
11. http://moonlighthike.blogspot.com/

To by było chyba na tyle z LBA. :D Ja spadam pisać rozdział, a wam wysyłam mnóstwo ciepłych uścisków. ;)
/Majalissa

piątek, 20 marca 2015

Prolog

Zastanawialiście się kiedykolwiek, czy to, o czym czytacie w książkach, wydarzyło się naprawdę?
Ja od zawsze.
Od małego, to pytanie kołotało się w zakamarkach mojego umysłu.
Nawet nie przypuszczałam, jak bardzo książki zmienią moje życie.
Wyobraźcie sobie normalną dziewczynę, z normalnym życiem, chodzącą do normalnego liceum i mającą normalną matkę. A teraz obróćcie to wszystko do góry nogami, wrzućcie do wielkiego kotła, dodajcie mitologie grecką, weźcie wielką łyżkę i wymieszajcie to wszystko razem. Otrzymacie wielki garimatas który jest moim życiem, od jakiś... dwudziestu sekund? Może więcej, nie wiem. Adrenalina robi swoje.
A pomyśleć, że dzień zaczął się tak normalnie...
Ale od początku.
Nazywam się Maja, Majalissa Greenday. Chodzę do pierwszej liceum, w Nowym Yorku. Mieszkam z mamą, mój ojciec musiał nas opuścić, bardzo dawno temu...
Moja mama jest wspaniałą kobietą o wielkim sercu i pracuje w księgarni, ale maluje również obrazy. Obie jesteśmy artystycznymi duszami. Podobno właśnie dzięki sztuce poznała tatę. Nie lubi o tym mówić, więc ja już po prostu nie nalegam. Ale wracając, od zawsze również interesowała mnie mitologia grecka. Podziwiałam starożytnych greków, za ich niesamowitą wyobraźnie i pomysłowość, bo chodź inne mitologie były ciekawe, ta i tak była, jest i będzie moją ulubioną. Uwielbiam słuchać o bogach i czynach różnych herosów, więc gdy tylko w moje ręce wpadł "Percy Jackson", odrazu wzięłam się za czytanie. Skąd mogłam wiedzieć, w co się pakuje?
No bo pomyślcie, kto by wiedział, że jest półbogiem?

***

A oto i obiecany prolog. Od razu mówię, że teraz na rozdziały będziecie musieli czekąc dłużej, gdyż nie dość, że mam ograniczony dostęp do laptopa, to zamierzam się za to naprawdę pożądnie zabrać. Robię sobię dokładną rozpiskę, plan wydarzeń i tego typu rzeczy. Więc to trochę czasochłonne.
Narazie żegnam się z wami ciepłymi całusami.
/Majalissa

środa, 11 marca 2015

Ekhm, ekhm... OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Jeśli ktokolwiek to czyta, prawdopodobnie będzie na mnie zły.
Wspaniały początek, nie?
Przejdźmy do rzeczy.
Jak pewnie zauważyliście, zniknęły wszystkie posty. Teraz chciałabym wytłumaczyć dlaczego.
*chociaż i tak nikt tego nie czyta, więc...*
O wszystko możecie obwiniać moja perfekcjonistyczną część. Od dłuższego czasu dręczyła mnie, że nie zagrałam się za to dobrze. W końcu uległam i rozpisałam sobie plan.
I co wyszło?
A to, że napisałam coś zupełnie innego niż chciałam. Trafiłam czas, na pisanie o zupełnie niepotrzebnych rzeczach. Wprowadzałam bezsensowne wątki. Pędziłam strasznie z akcją, a wydawało mi się, że za wolno jadę. Popsułam charaktery niektórych postaci.
Odbiegam od tematu.
Nie, nie usuwam bloga. Ja poprostu... Napisze go od nowa. Ta sama fabuła, te same postacie, ale... Inaczej przedstawione.
Niedługo powinien pojawić się prolog, bo w nim nie będę dużo zmieniać.
Błagam, nie bijcie. <3
/Majalissa